“Portrety”

Wystawa malarstwa Michała Moląga
Galeria Stara Prochownia
Czas trwania wystawy: 11 maja – 11 czerwca 2017 r.

 

NIESKOŃCZONY DIALOG

Człowiek poddany międzyludzkiemu jest jak kawałek drzewa na wzburzonym morzu, wzbija się, spada, grąży w odmętach, łagodnie spływa po świetlistych zboczach, pochłaniają go rymy i rytmy zawrotne, boczne perspektywy; przeniknięty ludźmi, poprzez formę aż do rdzenia, jest potężniejszy od siebie i sobie nieznany, drogi jego, nieprzewidziane, otwierają się same i on nieraz dosłownie „nie wie, co się z nim dzieje”.

Witold Gombrowicz
Testament. Rozmowy z Dominique de Roux

 

Nie można pozować do portretu w skrytości. Niech nikogo nie zwiedzie nieobecne spojrzenie modela lub jego bezpieczna poza wciśnięta w kanapę i otulona pozorną prywatnością „salonikowej” celki. Absolutna obecność – człowiek jak na dłoni.

Niech nikt nie przywiązuje się także do wizji artysty schowanego za sztalugą oraz płótnem i tylko ukradkiem wyzierającego zza swojego bezpiecznego kokpitu. Portretu nie można namalować z ukrycia.

Na portrecie nie widać fałszywych grymasów i obnażonych prób wypięknienia się na ostatnią chwilę przybraniem jakiegoś wyglądu. Te strzaskane maski w wielkich stertach muszą chyba walać się po pracowni Michała, stanowiąc dowód na to, jak wiele przed przystąpieniem do pracy dźwigali na swoich ciałach zbędnego balastu jego modele. Wśród tych niby twarzy i człowieczych półprawd, którym słusznie odmówił wstępu na swoje obrazy, znaleźć można i wysłużony, powycierany kamuflaż samego Michała. Musiał go zrzucać, jeżeli pragnął wzajemności. I tak powstawały jego portrety – zawsze twarzą w twarz, w autentycznej transakcji spotkania.

Jednak po co artyście takie doświadczenia. Kwiat jest i można go wchłonąć. Martwa natura nie wybierze nagle życia. Nawet pejzaż aż się prosi, żeby być „obrazem kraju”. A człowiek? Z nim nie jest już tak prosto. To „grążenie w odmętach”, to „wzburzone morze” międzyludzkiego nie jest spokojną przystanią Vermeerowskiego Delftu. Po co więc te próby dotarcia „poprzez formę aż do rdzenia”? Wydaje się, że dla Michała potrzeba ta jednoznacznie łączyła się z uświadomioną i podzielaną z najwybitniejszymi przedstawicielami filozofii dialogu, Martinem Buberem i Emmanuelem Levinasem, konstatacją: nie ma mnie bez ciebie, nie ma JA bez TY, nie mam mojego świata bez świata Innego. Tylko w spotkaniu, w zwróceniu do drugiego – a zwrócenie to nie zawsze musi przyjąć formę zwerbalizowaną, może być bowiem zapytaniem samego gestu lub zaproszeniem samej otwartości – tylko w tej relacji pojawia się możliwość autentycznej egzystencji dla każdej ze stron dialogu. Ciężar odpowiedzialności branej za Innego, będący początkiem etyczności, jest zarówno ceną, jak i wypłatą, którą wynosimy z tej transakcji.

Czy malarstwo może jednak dodać coś więcej do tej dialogicznej sytuacji? Na to pytanie odpowiada sam artysta. „Maluję, aby zobaczyć na obrazie, co widziałem” – to odręczna deklaracja Michała napisana długopisem na marginesie zbioru różnych uwag i myśli Ludwika Wittgensteina (zupełnie jakby austriacki filozof zaprosił następnego rywala do kolejnej gry językowej). Ten zapisek dotyczy także twarzy Innego. Michał potrzebował dokonać jej reprezentacji: „aby zobaczyć na obrazie, co widział”, ciągle na nowo spotykać tę twarz, niezmiennie podejmować wyzwanie dialogu i brania odpowiedzialności, aby nieprzerwanie stawać się jeszcze doskonalszym artystą relacji. A my dzisiaj, już trzy lata po jego śmierci, także możemy „zobaczyć na obrazie, to co widział”, i w ten sposób spotkać go ponownie w doświadczeniu równie rzeczywistym jak wtedy, gdy powstawały te prace. Zagadnąć go ponownie w nieskończonym dialogu.

Marcin Krupowicz

 

Michał Moląg urodził się 17 stycznia 1957 roku w Warszawie. Studiował w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w latach 1977-1982 na Wydziale Malarstwa w pracowni prof. Jana Tarasina, aneks na Wydziale Grafiki w pracowni prof. Haliny Chrostowskiej. Studia zakończył dyplomem w 1982 roku. Od ukończenia studiów nieprzerwanie malował i prezentował swoje obrazy na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w Polsce i za granicą. Jego prace uczestniczyły m.in. w wystawach prezentujących ruch Nowej Ekspresji: wystawie „Co słychać?” zorganizowanej w 1987 roku przez Andrzeja Bonarskiego w Dawnych Zakładach Norblina w Warszawie oraz w wystawie „Świeżo malowane” w 1988 roku w warszawskiej Zachęcie. Dwukrotnie otrzymał stypendium artystyczne Ministra Kultury i Sztuki. W 1991 roku przebywał na trzymiesięcznym stypendium we Francji w miejscowości Berck sur Meer, a na przełomie lat 1992-1993 na siedmiomiesięcznej rezydencji na zaproszenie Szwajcarskiego Biura Federalnego d.s. Kultury w miejscowości Ligornetto w kantonie Ticcino w Szwajcarii. Od 2003 roku pracował w Stołecznym Centrum Edukacji Kulturalnej w Warszawie, gdzie uczył młodzież rysunku i malarstwa.

Od najwcześniejszych lat jego drogę artystyczną wyznaczała fascynacja naocznością, postrzeganiem przedmiotów. Oprócz martwej natury, którą studiował nieustannie, malował portrety, noże, fikusy. Przez ostatnie 20 lat tworzył na płytach i twardych podłożach, elementach odzyskanych ze starych mebli, pozostawionych przy okolicznych śmietnikach. Na takich podobraziach namalował swoje wspaniałe cykle – „Maski”, „Miłość spod wycieraczki” i „Portrety Pana O!Rety” oraz większość martwych natur i portretów.

Zmarł nagle 2 maja 2014 roku w swoim mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Pozostawił po sobie ponad tysiąc obrazów, wiele rysunków, projektów graficznych i zdjęć.